wtorek, 18 września 2012

Zapach jebłek jesienią 3




   Pierwszym człowiekiem jakiego zabiła był jej ojciec. Nie pamiętała jak to się stało. Wiedziała tylko, że znów chciał bić jej matkę a ona miała w ręku zakrwawiony nóż, którym obierała ziemniaki. Matka powiesiła się na drzewie dwa dni później. Kumple ojca chcieli się na niej zemścić za śmierć obojga. Uciekła z wioski tak szybko jak tylko mogła zabierając trochę jedzenia, drobiazgi na sprzedaż i ciężkiego konia od pługu.
   W okolicy rodzinnej miejscowości znano ją zbyt dobrze by mogła się ukryć. Dotarła wiec do miasta. W jakimś sposobem trafiła do zamtuza. Służyła tam jako sprzątaczka a za swoja pracę otrzymywała jedzenie i przyuczenie do zawodu.
   Po kilku latach służby opuściła burdel kradnąc tyle ile mogła unieść i nie przykuć zbytnio uwagi bajzelmamy. Przez ponad roku włóczyła się bez sensu po miastach aż trafiła w ręce handlarza niewolników. Na targu wpadła w oko strażnikowi z areny przeznaczonej do walk dla gladiatorów. Przyszło jej wykorzystać nabyte w burdelu umiejętności, ale też i sprawne palce. Ukradła nóż i zabiła strażnika. Za karę trafiła do celi z innymi niewolnikami. Tam było gorzej, dużo gorzej. Nie tylko musiała spełniać ich zachcianki ale i została zmuszona do trenowania z nimi. Poniżali ją, bili do nieprzytomności. Jakimś cudem udało się jej to wszystko przeżyć i trafiła wreszcie na arenę. Przez te lata nauczyła się wykorzystywać swoje atuty  i przewagę nad innymi.
   Pierwszym wojownikiem, z którym musiała się zmierzyć było ogromny, barczysty mężczyzna w ciężkiej zbroi. W ręku trzymał sieć i trójząb. Jej dano jedynie cienką skórzaną kamizelkę i dwa krótkie miecze.
-Wydupczę twojego trupa.- wyszeptał jej do ucha przed wyjściem na plac.
    Światło słoneczne oślepiło ją na chwilę. Tłum ryknął. Spojrzałam na swojego przeciwnika. Wywijał w powietrzu obciążoną siecią. Cisną ją w jej stronę, odskoczyła w bok. Rzucił się na nią z trójzębem rycząc jak zarzynany prosiak. Schyliła się unikając ciosu. Złapała w garść piasek. No dalej, pomyślała, zbliż się! Rzucił sieć. Unik w bok, krok do przodu. Doskoczył do niej. Cisnęła piachem w jego twarz. Ryknął wściekle. Oplotła sieć wokół miecza trzymanego w lewym ręku i szarpnęła. Stracił równowagę. Okrążyła go półkolem i cięła. Rana nie była głęboka, ale zadana w kolano wystarczyła by powalić powalić przeciwnika. Tłum wrzeszczał i skandował coś niezrozumiale.
-Wykończ go!- wrzasną ktoś a pozostali podjęli jego wezwanie. Spojrzała pod nogi, gdzie leżał gladiator. Ściskał się za kolano próbując nieudolnie zatamować krwawienie. W jego oczach lśniły łzy i nieme błaganie o laskę.
   Odwróciła się i odeszła. Tej nocy strażnik zbił ją do nieprzytomności dając lekcję, którą zapamiętała do końca życia. Dryblas, z którym walczyła następnego dnia został rozszarpany przez lwy. Nie okazała więcej nieposłuszeństwa. Z każdą walką uczyły się jak wykorzystać swoją szybkość i zwinność. Zaczęła odsłaniać jedną pierś. Nauczyła się też, jak sprawić by tłum ja pokochał. Wałczyła tak, by spektakl był jak najbardziej widowiskowy ale by przeciwnik został przy życiu. Dawała tłumowi możliwość decydowania o życiu i śmierci. Niewiedzieć skąd ktoś poznał jej imię. Zaczęto wykrzykiwać jej imię.
-Selene. Selene Odrąbywaczka Kończyn.
   Nienawidziła się za to, ale nie miała wyjścia. Albo oni zginą albo ja. Inni walczący pałali do niej jeszcze silniejszym uczuciem, ale w ich przypadku łączył się on ze strachem.
   Po trzech latach wal zdecydowała się na ucieczkę. Ponownie wykorzystała swoje umiejętności. Uwiodła strażnika i zamordowała odbierając broń i pieniądze. Wieść o jej ucieczce rozniosła się szybko. Nie zdawała sobie sprawy jak powszechnie znana jest w mieście. Dało jej to pierwszą pracę. Zaczęło się od kradzieży. Potem zajęła się skrytobójstwami.

*

   Przyjrzała się idącemu ulicą mężczyźnie. Twarz miał zakrytą kapturem ale wnosząc po sprężystym chodzie i posturze był młody. U pasa miał krotki kordzik. Wyszła z karczmy i zastąpiła mu drogę.
-Witajcie panie. Może poznamy się bliżej.
   Spojrzał na nią przenikliwie. Miał brązowe oczy a twarz pokrywał mu szorstki czarny zarost.
-Spieszę się dziwko
-Nie ładnie.
   Złapała go za kroczę. Podniosła na niego ciemne, niebieskie oczy i zdmuchnęła z twarzy opadające na czoło rudo-bązowe włosy.
-Odmawiać najlepszej dziwce w mieście. Tak się nie robi.
   Uśmiechną się do niej. Miał łady uśmiech. I wszystkie zęby.
-Skąd mam wiedzieć, że jesteś najlepszą dziwką w mieście a nie zwykłą dupodajną kurwą?
-Nie możesz, ale możesz się przekonać.
   Pociągnęła go za sobą, szła tyłem nie puszczając go ani chwilę i patrząc mu w oczy.
Weszli po schodach zamtuza. Wprowadziła go do małego pokoiku. W środku pachniało owocami. Paliły się świece. Popchnęła go na łoże, pociągnął ją za sobą łapiąc w pasie. Najpierw sama się rozebrała rzucając na podłogę karmazynową, mocno wydekoltowaną suknie z rozcięciem sięgającym do połowy biodra. Miała drobne, ale kształtne piersi. Jednym ruchem pozbyła się jego spodni. Pchnął jej głowę w dół. Nie opierała się, musiała mieć go w garści. Nie trwało to długo. Otarła usta wierzchem dłoni i objęła go udami. Złapał jej pierś w dłoń i ściągnął do siebie. Zmusił do położenia na bok a potem wspiął tak by była pod nim. Naparł na nią gwałtownie. Tym razem trwało to dłużej. W końcu opadł koło niej oddychając ciężko. Otarła uda i objęła.
-I jak wasza fachowa opinia panie?
   Uśmiechnął się. Ależ on ma ładny uśmiech, pomyślała, czy ja nie mogę na takiego faceta trafić poza pracą?
-Ile sobie policzysz za taką zabawę słodziutka?- Wsunął dłoń miedzy jej uda. Pozwoliła mu się dotykać.
-Mam pieniądze. Chcę żebyście poznali mnie z kimś wpływowym. Kimś kogo znacie.
-A na cóż wam taka znajomość?
   Uśmiechnęła się i dotknęła jego krocza. Jakimś cudem wciąż był twardy.
-Powiedzmy, że mam dosyć dawania dupy.
   Odsunął się i sięgnął po koszulę.
-Szkoda, jesteś w tym dobra, ale zapłata to zapłata. Niech będzie. Kto to ma być?
   Zbliżyła się i wyszeptała mu nazwisko do ucha. W zamtuzach ściany miały uszy.
-To bardzo droga przysługa, nie wiem czy warta nawet tak dobrego ruchania jak to...
-Możemy się spotykać częściej. Może już poza zamtuzami.- Weszła mu w słowa.-Potrafię się odwdzięczyć.
   Szkoda, że już nigdy cię nie spotkam, pomyślała. Ładną msz buźkę.
   Zmierzył ją wzrokiem zatrzymując spojrzenie na piersiach.
-Niech będzie- odparł po chwili wahania.- Spotkajmy się jutro po drugich dzwonach w karczmie „pod dziczym łbem”. Tej koło bramy zachodniej. Nałóż na siebie jak najmniej. Jeśli chcesz go przekonać o swoich umiejętnościach może będziesz musiała udowodnić to co mnie. Pocałował ja w usta i wyszedł zapinając klamrę pasa. Drzwi zamknęły się z cichym skrzypnięciem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

I co o tym myślisz?