niedziela, 18 marca 2012

Zapach jabłek jesienią 2

   Pierwsze ciało znalazł na skraju lasu. Z oczodołu młodej kobiety w porwanej sukience i z zakrwawionymi udami wystawał bełt kuszy zakończony krótkimi, wąskimi lotkami barwionymi na czerwono. Usta miała lekko otwarte a w kąciku zakrzepła strużka krwi. Włosy miała potargane, w dużej części wyrwane.
  Zeskoczył z konia i przerzucił wodze przez gałąź drzewa upstrzonego szarymi, pokrytymi lekkim popiołem liśćmi. Schylił się nad kobietą i przyjrzał dokładniej. Za połamanymi paznokciami miała ziemię i zakrzepłą krew. Musiała się bronić... Chyba, że to jej krew. Ostrożnie wysunął bełt i obejrzał grot- gruby, prosty i zaskakująco lekki. Zbyt lekki by przebić się przez zbroję i porządnie zagłębić w ciało nawet z niewielkiej odległości. Przeznaczone do pogromów ulicznych, zupełnie bezskuteczne w starciu z opancerzoną armią. Schował go do kołczanu przytroczonego do juków i miał już pojechać dalej gdy coś przykuło jego uwagę.
    W trawie, lekko wilgotny i zniszczony leżał zwitek pergaminu z czerwoną, nadkruszoną pieczęcią z wyobrażonymi walczącymi lwami. Złamał lak i przeszedł wzrokiem po lekko rozmazanych literach.
-Noż kurwa mać.- zaklął cicho. Szybkim krokiem wrócił do siwki.- No mała, mamy problem. I to duży problem.
   Pęd galopu rozwiał mu włosy. Pierwsze krople deszczu zdawały się zmywać z twarzy woń palonej wioski. Tętent kopyt uspokajał, ułatwiał myślenie.
   Słupy czarnego dymu w oddali pięły się do szarego, mokrego nieba. Ostatnie promienie jesiennego słońca, przebijające się na zachodzie ostrymi promieniami przez szare chmury padały na pogorzelisko nadając mu dziwnie ponury i nierealistyczny.
*
   Keir weszła do ruin wsi. Woń spalenizny wdarła się jej do nozdrzy i płuc oblepiając od środka. Zakaszlała czując mdłości i zawrót głowy. Zasłoniła usta i nos rękawem koszuli. Koń szarpnął się i stanął dęba, wyrywając się. Uspokoiła go, poklepała po szyi. Prychnął niespokojnie.
-Co jest Nekto? Tu nic nie ma. Tylko ciała, nic więcej...- Rozejrzała się dookoła, starając przebić wzrokiem dym.
   Było cicho, zbyt cicho. Coś poruszyło się bezdźwięcznie. Stanęła bez ruchu z jedną dłonią na rękojeści miecza, drugą trzymała krótko wodze konia. Wałach zdawał się wyczuwać jej napięcie.
Poruszał niespokojnie łbem, węszył. Zza zgliszczy domku wyłonił się rudy kocur, z opalonym miejscami futrem i głęboko oparzonym pyszczkiem. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, poruszyła barkami rozluźniając się. Kot pozostawiał głębokie ślady na popiele. Zatrzymał sie w miejscu i wbił w nich żółte, przenikliwe oczy.
  Oderwała od niego wzrok. Wypuściła powietrze.
  Ruszyli w stronę kapliczki na wzgórzu górującej nad wioską niczym nad ponurą nekropolią. Rzucała długi cień na resztki domów dookoła. Nie pasowała do otoczenia, wyrwana z kontekstu, nierealna.
   Przywiązała konia do rogu kamiennego kozła wrysowanego w koło, symbolu jakiejś tam religii, a której istnieniu nawet nie wiedziała.
   Spojrzała na zamknięte żelazne wrota przed nią, zastawione od zewnątrz kolejnym kołem z kozłem. Odtoczyła je na bok kopniakiem.
   Metal stopił się na powierzchni zamykając szczelnie sanktuarium. Dotknęła ich ostrożnie. Wciąż były gorące. Z juków wyciągnęła gruby koc i owinęła nim dłonie. Złapała wystającą, zniekształconą klamkę i pociągnęła. Drzwi ustąpiły zaskakująco łatwo. W twarz uderzył ją obrzydliwy zapach. Do środka wpadły reszty promieni słońca.
   Krzyk uwiązł jej w gardle. Ciało poleciało na nią. Stopiona, brązowa skóra wyglądała jak zaschnięte, szkliste błoto. Odrzuciła je do środka. Pod ścianami leżeli i stali zastygli ludzi. Z otwartymi w krzyku ustami. Drapali ściany, wspinali się na kamień ofiarny. Dzieci zwinięte w ramionach skulonych matek. Puste oczodoły wpatrzone w nią z wyrzutem.
  Cofnęła się i potknęła. Upadła na plecy,
   Zdawało sie jej, że słyszy ich krzyki. Podniosła się i pobiegła w stronę najbliższego koła.
   Oparła sie o nie wymiotując. Połknęła łzy. Drżała na całym ciele.
   Mocny uścisk, szponiastych dłoni na ramieniu.
   To oni, przemknęło jej przez głowę. To oni ożyli.
   Odwróciła się z mieczem w dłoni, gotowa do ataku. Zamarła bez ruchu.

wtorek, 6 marca 2012

Trochę mojej radosnej twórczości

Najpierw trochę rysunków
Akt wychudłej kobiety




Pomysł na strój dla Evil Królowej

Tego nie skomentuję






Z nosem jest coś nie tak, ale na nic lepszego mnie nie stać

Inspiracje tym oto tekstem:
Hiller Małgorzata

My z drugiej połowy XX wieku
rozbijający atomy
zdobywcy księżyca
wstydzimy się 
miękkich spojrzeń
ciepłych uśmiechów

Kiedy cierpimy
wykrzywiamy lekceważąco wargi

Kiedy przychodzi miłość
wzruszamy pogardliwie ramionami

Silni cyniczni
z ironicznie zmrużonymi oczami

Dopiero późną nocą
przy szczelnie zamkniętych oknach
gryziemy z bólu ręce 
umieramy z miłości



A tu mamy już pracę 3D z... plasteliny














I chyba mój ulubiony staruszek, który miał być dzieckiem, ale nie wyszło:



najpierw główka




I cały korpusik

No i glina:


Sukkub, której rogata głowa odpadła i koźle nogi też :D 



Wiktoriańska dziwka



Gość, który nieco się sypie.Żałuje, że spłynęło czerwone obramowanie szaty

I na koniec konik