Pierwszym człowiekiem jakiego zabiła był jej
ojciec. Nie pamiętała jak to się stało. Wiedziała tylko, że znów chciał bić jej
matkę a ona miała w ręku zakrwawiony nóż, którym obierała ziemniaki. Matka
powiesiła się na drzewie dwa dni później. Kumple ojca chcieli się na niej
zemścić za śmierć obojga. Uciekła z wioski tak szybko jak tylko mogła
zabierając trochę jedzenia, drobiazgi na sprzedaż i ciężkiego konia od pługu.
W okolicy rodzinnej miejscowości znano ją
zbyt dobrze by mogła się ukryć. Dotarła wiec do miasta. W jakimś sposobem
trafiła do zamtuza. Służyła tam jako sprzątaczka a za swoja pracę otrzymywała
jedzenie i przyuczenie do zawodu.
Po kilku latach służby opuściła burdel
kradnąc tyle ile mogła unieść i nie przykuć zbytnio uwagi bajzelmamy. Przez
ponad roku włóczyła się bez sensu po miastach aż trafiła w ręce handlarza
niewolników. Na targu wpadła w oko strażnikowi z areny przeznaczonej do walk
dla gladiatorów. Przyszło jej wykorzystać nabyte w burdelu umiejętności, ale
też i sprawne palce. Ukradła nóż i zabiła strażnika. Za karę trafiła do celi z
innymi niewolnikami. Tam było gorzej, dużo gorzej. Nie tylko musiała spełniać
ich zachcianki ale i została zmuszona do trenowania z nimi. Poniżali ją, bili
do nieprzytomności. Jakimś cudem udało się jej to wszystko przeżyć i trafiła
wreszcie na arenę. Przez te lata nauczyła się wykorzystywać swoje atuty i przewagę nad innymi.
Pierwszym wojownikiem, z którym musiała się
zmierzyć było ogromny, barczysty mężczyzna w ciężkiej zbroi. W ręku trzymał
sieć i trójząb. Jej dano jedynie cienką skórzaną kamizelkę i dwa krótkie
miecze.
-Wydupczę
twojego trupa.- wyszeptał jej do ucha przed wyjściem na plac.
Światło słoneczne oślepiło ją na chwilę.
Tłum ryknął. Spojrzałam na swojego przeciwnika. Wywijał w powietrzu obciążoną
siecią. Cisną ją w jej stronę, odskoczyła w bok. Rzucił się na nią z trójzębem
rycząc jak zarzynany prosiak. Schyliła się unikając ciosu. Złapała w garść
piasek. No dalej, pomyślała, zbliż się! Rzucił sieć. Unik w bok, krok do przodu.
Doskoczył do niej. Cisnęła piachem w jego twarz. Ryknął wściekle. Oplotła sieć
wokół miecza trzymanego w lewym ręku i szarpnęła. Stracił równowagę. Okrążyła
go półkolem i cięła. Rana nie była głęboka, ale zadana w kolano wystarczyła by
powalić powalić przeciwnika. Tłum wrzeszczał i skandował coś niezrozumiale.
-Wykończ
go!- wrzasną ktoś a pozostali podjęli jego wezwanie. Spojrzała pod nogi, gdzie
leżał gladiator. Ściskał się za kolano próbując nieudolnie zatamować
krwawienie. W jego oczach lśniły łzy i nieme błaganie o laskę.
Odwróciła się i odeszła. Tej nocy strażnik
zbił ją do nieprzytomności dając lekcję, którą zapamiętała do końca życia.
Dryblas, z którym walczyła następnego dnia został rozszarpany przez lwy. Nie
okazała więcej nieposłuszeństwa. Z każdą walką uczyły się jak wykorzystać swoją
szybkość i zwinność. Zaczęła odsłaniać jedną pierś. Nauczyła się też, jak
sprawić by tłum ja pokochał. Wałczyła tak, by spektakl był jak najbardziej
widowiskowy ale by przeciwnik został przy życiu. Dawała tłumowi możliwość
decydowania o życiu i śmierci. Niewiedzieć skąd ktoś poznał jej imię. Zaczęto
wykrzykiwać jej imię.
-Selene.
Selene Odrąbywaczka Kończyn.
Nienawidziła się za to, ale nie miała
wyjścia. Albo oni zginą albo ja. Inni walczący pałali do niej jeszcze
silniejszym uczuciem, ale w ich przypadku łączył się on ze strachem.
Po trzech latach wal zdecydowała się na
ucieczkę. Ponownie wykorzystała swoje umiejętności. Uwiodła strażnika i
zamordowała odbierając broń i pieniądze. Wieść o jej ucieczce rozniosła się
szybko. Nie zdawała sobie sprawy jak powszechnie znana jest w mieście. Dało jej
to pierwszą pracę. Zaczęło się od kradzieży. Potem zajęła się skrytobójstwami.
*
Przyjrzała się idącemu ulicą mężczyźnie.
Twarz miał zakrytą kapturem ale wnosząc po sprężystym chodzie i posturze był
młody. U pasa miał krotki kordzik. Wyszła z karczmy i zastąpiła mu drogę.
-Witajcie
panie. Może poznamy się bliżej.
Spojrzał na nią przenikliwie. Miał brązowe
oczy a twarz pokrywał mu szorstki czarny zarost.
-Spieszę
się dziwko
-Nie
ładnie.
Złapała go za kroczę. Podniosła na niego
ciemne, niebieskie oczy i zdmuchnęła z twarzy opadające na czoło rudo-bązowe włosy.
-Odmawiać
najlepszej dziwce w mieście. Tak się nie robi.
Uśmiechną się do niej. Miał łady uśmiech. I
wszystkie zęby.
-Skąd
mam wiedzieć, że jesteś najlepszą dziwką w mieście a nie zwykłą dupodajną
kurwą?
-Nie
możesz, ale możesz się przekonać.
Pociągnęła go za sobą, szła tyłem nie
puszczając go ani chwilę i patrząc mu w oczy.
Weszli
po schodach zamtuza. Wprowadziła go do małego pokoiku. W środku pachniało
owocami. Paliły się świece. Popchnęła go na łoże, pociągnął ją za sobą łapiąc w
pasie. Najpierw sama się rozebrała rzucając na podłogę karmazynową, mocno
wydekoltowaną suknie z rozcięciem sięgającym do połowy biodra. Miała drobne,
ale kształtne piersi. Jednym ruchem pozbyła się jego spodni. Pchnął jej głowę w
dół. Nie opierała się, musiała mieć go w garści. Nie trwało to długo. Otarła
usta wierzchem dłoni i objęła go udami. Złapał jej pierś w dłoń i ściągnął do
siebie. Zmusił do położenia na bok a potem wspiął tak by była pod nim. Naparł
na nią gwałtownie. Tym razem trwało to dłużej. W końcu opadł koło niej
oddychając ciężko. Otarła uda i objęła.
-I
jak wasza fachowa opinia panie?
Uśmiechnął się. Ależ on ma ładny uśmiech,
pomyślała, czy ja nie mogę na takiego faceta trafić poza pracą?
-Ile
sobie policzysz za taką zabawę słodziutka?- Wsunął dłoń miedzy jej uda.
Pozwoliła mu się dotykać.
-Mam
pieniądze. Chcę żebyście poznali mnie z kimś wpływowym. Kimś kogo znacie.
-A
na cóż wam taka znajomość?
Uśmiechnęła się i dotknęła jego krocza.
Jakimś cudem wciąż był twardy.
-Powiedzmy,
że mam dosyć dawania dupy.
Odsunął się i sięgnął po koszulę.
-Szkoda,
jesteś w tym dobra, ale zapłata to zapłata. Niech będzie. Kto to ma być?
Zbliżyła się i wyszeptała mu nazwisko do
ucha. W zamtuzach ściany miały uszy.
-To
bardzo droga przysługa, nie wiem czy warta nawet tak dobrego ruchania jak to...
-Możemy
się spotykać częściej. Może już poza zamtuzami.- Weszła mu w słowa.-Potrafię
się odwdzięczyć.
Szkoda, że już nigdy cię nie spotkam,
pomyślała. Ładną msz buźkę.
Zmierzył ją wzrokiem zatrzymując spojrzenie na
piersiach.
-Niech
będzie- odparł po chwili wahania.- Spotkajmy się jutro po drugich dzwonach w
karczmie „pod dziczym łbem”. Tej koło bramy zachodniej. Nałóż na siebie jak
najmniej. Jeśli chcesz go przekonać o swoich umiejętnościach może będziesz
musiała udowodnić to co mnie. Pocałował ja w usta i wyszedł zapinając klamrę
pasa. Drzwi zamknęły się z cichym skrzypnięciem.